en

Genealogia - krótki poradnik dla niewtajemniczonych

Fotografie ze zbiorów Ośrodka KARTA, fot. Michał Radwański

Publikacja przygotowana na potrzeby projektu „Nieskończenie Niepodległa - Ludzie" we współpracy z Fundacją Rozwoju Społeczeństwa Informacyjnego, jako pomoc dla bibliotekarzy, w organizacji odczytywania podpisów pod Polską Deklaracją o Podziwie i Przyjaźni dla Stanów Zjednoczonych z 1926 roku i odkrywaniu losów ludzi, którzy ją podpisali

 

Autor: Michał Majewski 

Redakcja: Agnieszka Koszowska (FRSI)

Po co nam genealogia?

Wiele osób zadawało mi pytanie, czy mam już swoje drzewo genealogiczne. Zawsze odpowiadałem, że „szewc bez butów chodzi”. Jednak z biegiem czasu coraz częściej o tym myślałem. Zacząłem zastanawiać się, dlaczego dla tak wielu osób ważna jest znajomość historii własnej rodziny? Czy jest to jakaś nowa moda? A może już od dziesiątek, setek, a nawet tysięcy lat ludzie interesują się swoją historią? Skąd to zainteresowanie się wzięło?

Termin genealogia pochodzi od dwóch greckich słów: genos, oznaczającego „ród”, oraz logos – „naukę”. A więc, w skrócie: genealogia to nauka o rodzie. Pierwotnie skupiała się na związkach pokrewieństwa i powinowactwa pomiędzy członkami rodu, czyli na budowie drzew genealogicznych. Współcześnie genealogia ma szerszy zakres. Genealodzy nie tylko tworzą skomplikowane diagramy, ale przede wszystkim badają historię rodziny oraz jej poszczególnych członków.

Nie zawsze do końca to sobie uświadamiamy, ale genealogia towarzyszy człowiekowi od wieków. Najstarsze drzewa, czy wywody genealogiczne, które znamy, mają kilka tysięcy lat. Oznacza to, że człowiek od początku zadawał sobie pytania, skąd pochodzi i kim jest, oraz kim byli jego przodkowie. Jednym ze starszych znanych wywodów genealogicznych jest pierwsza część Starego Testamentu – Księga Rodzaju. Początek Księgi zawiera historię powstania świata oraz pierwszych ludzi: Adama i Ewy. Dalsze części opisują losy ich synów: Kaina, Abla, a także dzieje potomków najmłodszego syna, Seta. Oczywiście z punktu widzenia współczesnej nauki wywód ten zawiera wiele nieprawdopodobnych informacji, chociażby na temat długości życia Setytów. Przykładowo, sam Set żył 912 lat, czyli o 17 lat krócej niż jego ojciec Adam, ale za to o 7 lat dłużej, niż jego syn Enoch. Współcześnie przyjmuje się, że człowiek może żyć najdłużej około 130 lat. Powstanie Księgi Rodzaju datuje się na XIII-XII w. p.n.e. Jeszcze starszym wywodem genealogicznym jest mitologia egipska, w której bogowie (podobnie jak w późniejszej mitologii greckiej) zostali opisani wraz z wykazaniem ich więzów rodzinnych. Pozwalało to ludziom usystematyzować wiedzę o bogach, do których się modlili.

Również w innych regionach globu ludzie używali genealogii do uporządkowania swojego świata i wierzeń. System kastowy w Indiach wywodzi się z porządku społecznego starożytnych Ariów (XX w. p.n.e.), który był bardzo silnie związany z genealogią. System kastowy jest dziedziczny, dlatego tak ważna jest znajomość własnych przodków lub swego pochodzenia. O znaczeniu genealogii w społeczeństwie hinduskim może świadczyć fakt, że istnieje oddzielna „kasta genealogów” – Charani, którzy sprawują pieczę nad historiami poszczególnych kast. W Indiach istnieją nawet biblioteki, w których przechowuje się rejestry genealogiczne poszczególnych kast. Na całe Indie słyną rejestry przechowywane w Jawalamukhi, w Chintpurni i w Haridwar.

Nie tylko hinduscy genealodzy mają specjalny status społeczny. W Nowej Zelandii, w społeczeństwie Maorysów, osoby potrafiące recytować Whakapapa (czyt. fakapapa), mają specjalny status społeczny. Whakapapa to nic innego jak przekazywane ustnie wywody genealogiczne plemion maoryskich. Są one podstawą struktur społeczno-kulturowych ludności tubylczej Nowej Zelandii. Whakapapa łączy wszystkich członków społeczności nie tylko ze sobą nawzajem, ale również z ziemią, naturą i światem duchowym. Współcześnie Whakapapa coraz częściej odchodzi od swej pierwotnej oralnej formy, zbliżając się do form bliższych europejskiej genealogii. Wiele osób dostrzega w tym ogromne zagrożenie dla tradycyjnej kultury maoryskiej. Pomimo tych przeobrażeń Whakapapa nie traci na znaczeniu i bez jej znajomości trudno byłoby komukolwiek funkcjonować w maoryskiej społeczności.

Wracając do bliższych nam kulturowo regionów, warto zastanowić się, kiedy w Europie narodziła się współczesna genealogia. Wiele osób na dźwięk słowa „genealogia” ma przed oczami herby, rycerzy lub szlachtę. Jest to właściwe skojarzenie. Pamiętając, że genealogia ma na celu wyróżnienie pewnej grupy spośród ogółu, należy szukać jej początków w momencie, gdy pojawiło się społeczeństwo stanowe – społeczeństwo, w którym pozycja człowieka uzależniona jest od jego pochodzenia, a nie od własnych osiągnieć. Taki system społeczny rozwijał się w Europie od czasu wczesnego średniowiecza, gdy powstały rody królewskie i rycerskie. W czasach, gdy nobilitacja stawała się dziedziczna, ludzie zaczęli interesować się swoją historią. Tylko dzięki znajomości pochodzenia i struktury własnej rodziny mogli bowiem dowieść swoich praw do tytułów, ziem, czy nawet korony. I tak stan rycerski przeobraził się w stan szlachecki.

W Polsce najstarszym wywodem genealogicznym jest historia pierwszych Piastów spisana przez Galla Anonima. W Kronice polskiej możemy przeczytać nie tylko o najdawniejszych losach Polski, ale również poznać dzieje rodu Piastów, począwszy od jego protoplasty Piasta (syna Chościska), który żył na przełomie VIII i IX wieku.

Jak już wspomniałem, genealogia związana jest z dziedziczeniem i stanem szlacheckim. To w tej grupie społecznej zaczęto w XIII w. stosować herby (od niem. Erbe oznaczającego „dziedzictwo”), a następnie, od XV w., nazwiska. Do tego czasu ludzie posługiwali się przydomkami (np. Zawisza Czarny) bądź patronimikami, czyli określeniami pochodzącymi od imienia ojca (np. Stanisław Michałowicz, Eliezer syn Mojżesza). Nazwiska początkowo obejmowały jedynie szlachtę, jednak z biegiem lat rozpowszechniły się w pozostałych grupach społecznych. Najpierw u duchowieństwa, które więzami krwi połączone było z rodzinami nobilitowanymi. Następnie nazwiska stały się popularne wśród mieszczan i chłopów, a pod koniec XVIII w. nakazano ich używać także Żydom. Rozwój nazwisk miał związek również z kwestiami podatkowymi. Pamiętajmy, że dzięki nazwiskom dużo łatwiej jest policzyć ludność, egzekwować podatki czy pilnować innych obowiązków mieszkańców wobec państwa.  

Nie tylko brak nazwisk utrudnia prowadzenie badań genealogicznych nad rodzinami żyjącymi w średniowieczu. Do czasów Soboru Trydenckiego (1545-1563) w parafiach nie rejestrowano chrztów ani ślubów. Nie powstawała więc dokumentacja, która obecnie jest jednym z podstawowych źródeł do badań nad historią rodzin. Gdy spojrzymy na inne wyznania, obowiązek rejestracji urodzeń, ślubów i zgonów pojawił się jeszcze później. Żydzi otrzymali nakaz rejestracji w Urzędach Stanu Cywilnego dopiero w czasie zaborów.

W dziejach genealogii europejskiej bardzo ważnym momentem był koniec XIX oraz pierwsza połowa XX wieku. Można ten czas określić jako „czarny okres genealogii”. Rozwój badań biologicznych nad dziedziczeniem, darwinizm, a później rasizm – między innymi te czynniki doprowadziły do kataklizmów, jakimi były II wojna światowa i Zagłada Żydów. Pragnienie powrotu do czystości swojej grupy, przeświadczenie o własnej wyższości i wynikająca z niego potrzeba izolowania się od innych, spowodowały śmierć milionów Żydów. Podłożem ustaw norymberskich była właśnie genealogia. O statucie człowieka nie świadczyło wyznanie, obywatelstwo, czy tożsamość narodowa. Liczyło się tylko to, kim byli przodkowie danej osoby i tylko to decydowało o jej życiu lub śmierci.

Genealogia ma również bardzo pozytywny wymiar. Nie tak dawno temu mój syn miał przygotować do szkoły drzewo genealogiczne naszej rodziny. Mnie zaś zaproszono do poprowadzenia lekcji na temat badań nad dziejami rodzin. Pod koniec lekcji zostałem poproszony, aby powiedzieć, dlaczego genealogia jest ważna. Zacząłem szybko zastanawiać się nad odpowiedzią. Najłatwiej byłoby mi powiedzieć, że jest to ważne, aby znać historię własnej rodziny. Wiedzieć, skąd się pochodzi i kultywować pamięć o własnych przodkach. Jednak uważam, że jest to powód raczej banalny. Czy naprawdę jest to takie istotne, czy mój przodek był rycerzem, kupcem albo bawidamkiem? Czy wiedza o tym mnie zmieni? Osobiście uważam, że nie. Nie ma to wielkiego znaczenia. Myślę, że genealogia nie może służyć wyodrębnianiu jakiejś rodziny spośród ogółu ludzi. Nie powinna być wykorzystywana do pokazywania wyjątkowości jakiegokolwiek rodu, bo – jak wiemy z historii – nie prowadzi to do niczego dobrego. Moim młodym słuchaczom zadałem proste pytanie. Gdy budujemy drzewo genealogiczne, to widzimy, że w każdym kolejnym pokoleniu ma się coraz większą liczbę przodków. Każdy miał dwoje rodziców, czworo dziadków, ośmioro pradziadków, a pra-pra-pradziadków trzydzieścioro dwoje. Zgodnie z tym rozumowaniem 100 lat temu ludzi na świecie powinno być dużo więcej niż obecnie. Dobrze jednak wiemy, że w tym czasie liczba ludzi była dużo mniejsza niż teraz. Jak to się dzieje, że w mikroskali nasze drzewa rozrastają się z każdym minionym pokoleniem, a w makroskali, gdy cofamy się w przeszłość, liczba ludności się zmniejsza?

Jedynym rozwiązaniem tak postawionego problemu jest to, że drzewa genealogiczne różnych osób muszą na siebie nachodzić i łączyć się gdzieś w przeszłości. Oznacza to, że wiele osób, obok których żyjemy, może być naszymi dalekimi krewnymi, choć nic o tym nie wiemy. Mamy więc wspólne korzenie i łączy nas coś więcej niż wymiana towarowa. Dlatego warto szanować obcych ludzi, bo nigdy nie wiadomo, czy nie mamy z nimi wspólnego pradziadka. Może było to bardzo górnolotne stwierdzenie, jednak gdy opowiadałem o tym kolegom i koleżankom mojego syna, dowód na tę tezę znalazł się sam. Olaf i Zuzia powiedzieli, że są dalekimi kuzynami i że przypadkiem znaleźli się w tej samej klasie. No cóż… Jak to mówią, „świat jest mały”, a genealogia może nam pomóc to sobie uświadomić.

 

Porozmawiajmy z bliskimi

Jednym z najlepszych źródeł genealogicznych jesteśmy my sami. Każde z nas pamięta dziesiątki rodzinnych historii i opowieści. Zarówno tych, które sami przeżyliśmy, jak i tych, które trafiły do naszych uszu przy okazji różnych spotkań z bliskimi. Jesteśmy chodzącymi „dyskami twardymi”, które potrafią zapisać megabajty danych. Wystarczy tylko umiejętnie je „wydobyć”.

Pamiętajmy jednak, że nasza pamięć nie jest doskonała. Po pierwsze, nie wszystko zapamiętujemy – część rzeczy zapominamy, a inne z biegiem czasu przetwarzamy. Jest to bardzo ciekawe zjawisko, które może doprowadzić do powstania historii rodzinnych mających niewiele wspólnego z prawdą. Na przykład pradziadek, który w rzeczywistości był pomocnikiem w sklepie, może po przetworzeniu pamięci zostać przedstawiony w historii rodzinnej jako wielki kupiec kolonialny. Natomiast wujek – nałogowy hazardzista – może stać się bohaterem narodowym, bo zginął w Auschwitz, do którego trafił za oszustwa karciane. Pamięć lubi płatać figle, dlatego warto skonfrontować nasze wspomnienia z tym, co pamiętają nasi bliscy. 

Zaczynając przygodę z historią rodzinną warto najpierw zebrać to, co wiemy sami, a następnie zacząć rozmawiać z bliskimi. Każdy z nich o czymś wie – wystarczy tę wiedzę zgromadzić. Gdy zaczynałem budować własne drzewo genealogiczne, tylko dzięki rozmowom z bliskimi udało mi się zebrać podstawowe informacje o blisko 300 osobach.

Do każdej takiej rozmowy warto się przygotować. Najpierw powinniśmy zastanowić się, o czym dokładnie chcemy rozmawiać. Nie próbujmy omawiać wszystkich gałęzi rodziny, skupmy się na jednej. Zastanówmy się także, co my sami wiemy na temat naszej rodziny. Zapiszmy najważniejsze fakty, o jakich pamiętamy. Dzięki temu będziemy mogli przygotować scenariusz rozmowy. Okaże się on bardzo przydatny, zwłaszcza wtedy, gdy trzeba będzie pomóc rozmówcy przypomnieć sobie różne fakty. Zgromadźmy też wszystkie materiały archiwalne dotyczące tematu rozmowy, jakie posiadamy. Mogą to być dokumenty, fotografie, ale też przedmioty, które mają moc przywoływania wspomnień.

Warto także pomyśleć o technicznej stronie prowadzenia rozmowy. Nie uważam, że ręczne notowanie jest czymś passé, ale w tym przypadku rekomenduję przygotowanie kamery i statywu albo przynajmniej dyktafonu lub smartfona. Nagranie rozmowy pozwoli nam wielokrotnie do niej wracać, a za wiele lat może stać się ona wyjątkową pamiątką po osobie, z którą nie będziemy mogli już porozmawiać.

Przygotowanie samego siebie i sprzętu to tylko połowa sukcesu. Warto dopilnować, by nasz rozmówca też się przygotował i przypomniał sobie jak najwięcej szczegółów. Nie jest to trudne. Wystarczy poprosić, aby przed rozmową przygotował fotografie, dokumenty i różne pamiątki rodzinne. Już sam moment wyciągania ich z szuflady może wywołać dziesiątki wspomnień. Wówczas nasz rozmówca sam – nieświadomie – przygotuje się do rozmowy.  

Rozmowa powinna mieć określony cel. Dlatego nie bójmy się zadawać nawet najprostszych pytań. Jeżeli ich nie zadamy, być może już nigdy nie poznamy na nie odpowiedzi. Pamiętajmy, że głupim nie jest ten, kto zadaje głupie pytania, lecz ten, kto nie pyta wcale.

W czasie spotkania zróbmy sobie kopie dokumentów i zdjęć oraz fotografie wszystkich pamiątek. Ważne jest, aby po zakończeniu rozmowy dokładnie opisać „zdobyte” materiały. Zdjęcia i skany warto skatalogować, a nagranie opracować, czyli napisać krótkie streszczenie rozmowy i jej głównych wątków. W czasie opracowywania materiałów na pewno pojawią się nowe pytania – takie, których nie zadaliśmy. Możliwe więc, że rozmowę trzeba będzie powtórzyć celem uzupełnienia informacji albo weryfikacji faktów, które wydały nam się nieprawdopodobne lub sprzeczne. Pamiętajmy, że praca nad historią własnej rodziny jest procesem, którego nie da się zamknąć w kilku punktach. Wiele czynności będzie trzeba powtarzać.

 

Archiwistyka w telegraficznym skrócie

Dla wielu osób istotą genealogii są badania archiwalne. Zastanówmy się więc, jak najlepiej spożytkować czas spędzony w archiwum i jak się do takiej wizyty przygotować, aby nie zostać odesłanym z przysłowiowym kwitkiem. Zacznijmy od poznania zasad funkcjonowania archiwów w Polsce i kilku podstawowych pojęć, z którymi na pewno się spotkamy w czasie wizyty w archiwum.

Warto zapamiętać, że w archiwistyce istnieją dwie podstawowe zasady, zgodnie z którymi gromadzi się i porządkuje dokumenty. Są to: zasada pertynencji terytorialnej i zasada proweniencji. W uproszczeniu, pierwsza z nich oznacza, że dokumentacja wytworzona na danym terenie powinna być przechowywana na tym samym terenie. Nie należy jej przewozić gdzie indziej. Dla badaczy oznacza to, że jeżeli szukamy dokumentu powstałego na przykład na Lubelszczyźnie, powinien on znajdować się w odpowiednim archiwum dla tego regionu. Oczywiście nie dotyczy to dokumentacji, która powstała w celu przesłania jej do jakiejś instytucji w innym regionie. Wtedy dokument ten będzie znajdować się w odpowiednim archiwum dla terenu, na którym funkcjonowała instytucja będąca adresatem dokumentu. Na przykład, wyobraźmy sobie, że jakiś urząd na Lubelszczyźnie wysłał raport dotyczący statystyki ludności do jakiegoś ministerstwa w Warszawie. Wtedy taki dokument będzie znajdować się w odpowiednim archiwum, w którym przechowywana jest dokumentacja danego ministerstwa, czyli w archiwum w Warszawie.

Zasada proweniencji, z kolei, obliguje archiwistów do zachowania związku przechowywanego dokumentu z wszelkimi innymi dokumentami wytworzonymi przez daną instytucję i jej komórkami organizacyjnymi. Oznacza to, że całość dokumentacji wytworzonej lub przesłanej np. do jakiegoś ministerstwa powinna być gromadzona razem. Również dokumenty związane z funkcjonowaniem poszczególnych departamentów w tymże ministerstwie powinny być przechowywane w tym samym miejscu.

Co to oznacza dla nas jako użytkowników archiwum? Nic innego niż to, że całość dokumentacji powstałej w jednej instytucji będzie gromadzona razem i będzie znajdować się w tym samym archiwum odpowiednim dla danego terytorium. Oczywiście od powyższych zasad zdarzają się wyjątki. Po pierwsze dlatego, że zasady te zostały sformułowane dopiero w XIX wieku i wcześniej nikt zbytnio nie protestował, gdy dokumenty były przewożone z miejsca na miejsce. Najlepszym tego przykładem może być Metryka Koronna, czyli zbiór staropolskich aktów prawnych, która odwiedziła m.in. Sztokholm, Petersburg i Saksonię. Na szczęście ostatecznie powróciła do Warszawy, w przeciwieństwie do jej dokumentu „siostrzanego”, czyli Metryki Litewskiej, która wciąż znajduje się w Moskwie.

W XX wieku zasady te były także świadomie łamane. Warto pamiętać o tzw. księgach zabużańskich, czyli księgach stanu cywilnego ludności wyznania katolickiego i mojżeszowego, które po II wojnie światowej znalazły się w Warszawie. Oczywiście z punktu widzenia Polaków mieszkających w Polsce jest to bardzo wygodne, że księgi dostępne są w jednym miejscu, jednak z punktu widzenia Polaków mieszkających na przykład we Lwowie już tak nie jest. Fakt, że ich akty urodzenia znajdują się w innym kraju, jest dużym utrudnieniem. Ponadto przemieszczenie tych dokumentów spowodowało pewien bałagan, gdyż część ksiąg pozostała na Ukrainie. Czasem trzeba długo szukać miejsca przechowywania poszukiwanej księgi.

Aby swobodniej poruszać się w świecie archiwów, warto zapamiętać kilka podstawowych pojęć, którymi posługują się „strażnicy” dawnych dokumentów. Najważniejszym z nich jest zespół archiwalny, czyli całość dokumentacji powstałej w jednym urzędzie lub instytucji. Zbiór ten – zgodnie z zasadą proweniencji – jest niepodzielny. Warto wiedzieć, że w różnych krajach i językach pojęcie „zespół archiwalny” znane jest jako fond. W przypadku gdy w archiwum znajdują się luźne dokumenty, które powstały w różnych urzędach czy instytucjach, lecz posiadają jakieś wspólne cechy, można je łączyć w tzw. kolekcje archiwalne. Bardzo często można się spotkać z kolekcjami listów, map, pocztówek lub fotografii.

Korzystanie z zespołów i kolekcji archiwalnych byłoby niemożliwe bez tzw. pomocy archiwalnych. Są to różnego typu opracowania ułatwiające odszukanie właściwej jednostki archiwalnej, czyli najmniejszego niepodzielnego materiału archiwalnego. Może on mieć formę teczki, poszytu, księgi, mapy, ale też pojedynczego wyodrębnionego dokumentu. Najczęściej spotykanymi pomocami archiwalnymi są inwentarze i spisy zdawczo-odbiorcze. Spisy zdawczo-odbiorcze tworzy się w związku z przekazywaniem dokumentacji do archiwum. Są to wykazy wszystkich oddawanych do archiwum jednostek archiwalnych. Zazwyczaj zawierają tylko nazwy jednostek, daty powstania i, oczywiście, sygnatury umożliwiające odnalezienie jednostki w magazynie. Na podstawie takiego spisu oraz zawartości jednostek archiwiści tworzą inwentarz zespołu. Jest to rozbudowana wersja spisu zdawczo-odbiorczego, zawierająca nie tylko wykaz jednostek, ale również opis funkcjonowania instytucji, która wytworzyła dokumentację, i jej struktury organizacyjnej. Nierzadko powstają też indeksy osobowe i geograficzne, które bardzo ułatwiają odnalezienie właściwej jednostki archiwalnej. Wszystkie te pomoce dostępne są w archiwach, choć coraz częściej można je znaleźć również w internecie.

 

Należy pamiętać, że archiwa w Polsce tworzą tzw. sieć archiwalną. Obejmuje ona trzy archiwa centralne i 30 archiwów regionalnych wraz z podległymi im oddziałami. Na archiwa centralne składają się:

♦ Archiwum Główne Akt Dawnych, które gromadzi dokumentację wytworzoną przez urzędy i instytucje centralne dla ziem polskich do roku 1918, a także inną dokumentację o wyjątkowej wartości dla dziejów ziem polskich, jak na przykład archiwa rodzin szlacheckich.

♦ Archiwum Akt Nowych, które gromadzi materiały wytworzone po roku 1918 przez władze centralne i ich organy, a także materiały innych centralnych jednostek organizacyjnych.

♦ Narodowe Archiwum Cyfrowe, które gromadzi dokumenty fotograficzne i audiowizualne, a także współczesną dokumentację elektroniczną powstałą w instytucjach administracji państwowej.

Pozostałe archiwa państwowe gromadzą dokumentację z podległego sobie regionu. Trzeba jednak pamiętać, że w Polsce istnieją również inne archiwa, które nie wchodzą w skład sieci archiwalnej. Są to archiwa kościelne, społeczne i prywatne oraz państwowe archiwa wyodrębnione, w tym Centralne Archiwum Wojskowe, którego zasób archiwalny ma niepowtarzalną wartość dla każdego genealoga.

 

Badania archiwalne – kwerenda w archiwum

Uzbrojeni w wiedzę z zakresu archiwistyki możemy zacząć szykować się na podbój archiwów. Naszym pierwszym krokiem będzie określenie tematu kwerendy archiwalnej. Może to być osoba, grupa osób o tym samym nazwisku albo cała rodzina. Temat warto określić w taki sposób, aby nie był zbyt wąski, ani zbyt szeroki. Poszukiwania powinniśmy prowadzić tak, aby podczas jednej wizyty w archiwum zebrać jak najwięcej potrzebnych nam informacji, i nie musieć ponownie wypożyczać przejrzanych wcześniej teczek. Zazwyczaj, prowadząc badania nie skupiam się na konkretnej osobie. Wolę tematy szersze, gdyż dają one możliwość zgromadzenia znajdujących się w jednostkach archiwalnych informacji na temat całej rodziny i wszystkich jej członków. Nie tylko tych, które na pewno jej dotyczą, ale również tych, które może kiedyś się przydadzą.  

A więc zbieram informacje o wszystkich osobach posiadających konkretne nazwisko z konkretnego regionu. Na przykład, szukając informacji o rodzinie Jana Nurkowskiego z Zagórowa, zbierałbym informacje o wszystkich Nurkowskich z Zagórowa, a nie tylko tego jednego konkretnego Jana. Wówczas istnieje szansa, że zebrane przeze mnie dane przydadzą się w przyszłości, gdy moje drzewo genealogiczne się rozrośnie. Tym samym nie będę musiał wracać do tej samej dokumentacji. Jeżeli pod koniec prac nad historią rodziny uznam, że zebrałem za dużo danych, to zawsze mogę usunąć zbędne i niepasujące do drzewa informacje. Odkąd archiwa zgodziły się na fotografowanie dokumentacji, praca idzie znacznie szybciej, niż jeszcze kilka lat temu, gdy wszystko trzeba było przepisywać lub ponosić duże koszty za wykonanie kopii.

Gdy znamy już temat naszej kwerendy, przechodzimy do kluczowego momentu badań. Od naszej kreatywności będzie zależało, czy uda nam się odnaleźć jakieś materiały o rodzinie, czy nie. Tu przyda się nam szeroka wiedza historyczna i zwykłe doświadczenie życiowe. Musimy zadać sobie pytanie, w jakich zespołach archiwalnych może znajdować się dokumentacja dotycząca naszych przodków. Inaczej mówiąc, jakie instytucje i w jakich latach mogły gromadzić informacje o naszej rodzinie.

Borkowski Stanisław uczył się w 1926 r. w Gimnazjum Męskiego Zgromadzenia Kupców w Będzinie. Wiedząc, że przed wojną do gimnazjum uczęszczały dzieci w wieku 14–17 lat, możemy przyjąć, że Stanisław urodził się gdzieś miedzy 1909 a 1912 rokiem w Będzinie lub okolicach. Niedługo po urodzeniu musiał zostać zarejestrowany w księdze urodzeń. Imię i nazwisko wskazuje na to, że był katolikiem. Możemy więc szukać jego aktu urodzenia w księgach metrykalnych ludności katolickiej z lat 1909–1912. Ponadto możemy się domyślać, że po ukończeniu 18 lat wystąpił o dowód osobisty. Dowody były wydawane przez starostwa. Jeżeli zachowała się dokumentacja tego urzędu w Będzinie, istnieje szansa, że znajdziemy tam wniosek o dowód osobisty Stanisława. Poza tym informacje o mieszkańcach poszczególnych miast i wsi były gromadzone w tzw. księgach ludności stałej lub księgach meldunkowych. Warto więc sprawdzić, czy dla miast i wsi powiatu będzińskiego zachowały się takie księgi. Powinny być przechowywane w aktach miejskich lub gminnych. Jeżeli udałoby się nam je odnaleźć, trafilibyśmy na informacje nie tylko o Stanisławie Borkowskim, ale również o jego najbliższej rodzinie. Najważniejsze jest jednak pytanie, czy zespoły akt miejskich, gminnych i powiatowych w ogóle się zachowały.

Informacje na ten temat możemy znaleźć na stronach poszczególnych archiwów albo na portalu szukajwarchiwach.pl, któremu się teraz przyjrzymy. Spróbujmy wpisać w wyszukiwarkę portalu hasło: „Będzin”. Otrzymamy 2771 rekordów. Ich liczba jest bardzo duża, ponieważ część inwentarzy została już wprowadzona do systemu. W wynikach wyszukiwania otrzymaliśmy więc nie tylko informacje o zespołach archiwalnych, ale również o jednostkach archiwalnych, które są już dostępne w systemie i zawierają w nazwie lub opisie słowo: „Będzin”.

 

Jako że w systemie nie ma jeszcze wprowadzonych wszystkich inwentarzy archiwalnych, najlepiej będzie zacząć od ksiąg metrykalnych. Po lewej stronie ekranu zaznaczamy okienko: Akta metrykalne i stanu cywilnego. Po odfiltrowaniu innych jednostek pozostanie nam jedynie 21 rekordów. Teraz je obejrzymy, aby sprawdzić, czy zachowały się księgi z lat 1909–1912. Niestety w archiwach państwowych te księgi nie są dostępne. Nie oznacza to jednak, że na pewno ich nie ma. Być może nie zostały jeszcze przekazane do archiwum przez Urząd Stanu Cywilnego albo gdzieś się zawieruszyły. Warto zadzwonić w tej sprawie do odpowiedniego urzędu. A jeżeli to nie przyniesie skutku, należy sprawdzić, czy poszczególne parafie w interesującym nas regionie posiadają z tego okresu księgi chrztu – mogą one zastąpić akta urodzenia.

Sprawdźmy teraz, jakie zachowały się zespoły archiwalne. W tym celu należy kliknąć czerwone okienko (checkbox) po lewej stronie ekranu. Pozwoli nam to odfiltrować rekordy dotyczące zespołów archiwalnych. W ten sposób zawęzimy liczbę wyników do 52 rekordów. Są to zespoły wytworzone głównie przez urzędy i instytucje, które działały w Będzinie. Teraz zastanówmy się, które z nich mogły być zainteresowane naszym Stanisławem Borkowskim i czy wśród znalezionych rekordów znajdują się akta miejskie lub akta starostwa będzińskiego.

Niestety i tym razem nie udało się znaleźć poszukiwanych zespołów, ale w wynikach wyszukiwania moją uwagę zwróciła dokumentacja Okręgowej Komisji Wyborczej nr 21 w Będzinie z lat 1930–1931. Jeżeli w tym zespole znajdują się spisy wyborców, to mamy szansę znaleźć tam informacje na temat Stanisława Borkowskiego, gdyż w 1930 roku musiał mieć skończone 18 lat i prawo głosu. Po kliknięciu w rekord przejdziemy do metryki zespołu. Dowiemy się z niej, że zespół ten jest przechowywany w Archiwum Państwowym w Kielcach, posiada 14 jednostek oraz inwentarz. Nie jest to duży zespół. Największe mogą mieć nawet kilkanaście tysięcy jednostek. Pomimo że zespół ten jest tak mały, jego inwentarz nie został opublikowany na portalu. Nie pozostaje nam więc nic innego, jak tylko pojechać do Kielc i sprawdzić w inwentarzu, czy w tym zespole znajdują się jednostki archiwalne zawierające spis wyborców. Jeśli tak, to zamówimy właściwą jednostkę i spróbujemy w niej odnaleźć naszego Stanisława Borkowskiego (i pewnie jeszcze kilku innych Borkowskich).

Jak wspomniałem wcześniej, na portalu szukajwarchiwach.pl systematyczne są publikowane inwentarze archiwalne. Baza ta nie jest jeszcze kompletna, więc nie należy jej traktować jak wyroczni mającej wiedzę na temat wszystkich archiwaliów w Polsce. Jednak, jak to mówią, „kto pyta, nie błądzi”. Warto więc w wyszukiwarkę portalu wpisać po prostu „Stanisław Borkowski” – być może znajdzie się jakaś jednostka archiwalna jemu poświęcona.

Znajdziemy dokładnie 735 jednostek. Zarówno imię, jak i nazwisko jest dość popularne, dlatego z pewnością większość tych jednostek dotyczy innych osób o tym samym imieniu i nazwisku. Należy więc zawęzić wyniki. Pamiętając o zasadzie pertynencji terytorialnej ograniczamy wyniki tylko do tych jednostek, które są przechowywane w najbliższych Będzinowi archiwach państwowych. Po lewej klikamy przycisk „dodaj filtr” i wybieramy filtr „archiwum”. Następnie zaznaczamy na liście odpowiednie archiwum. Po wybraniu częstochowskiego okazuje się, że w jego magazynach znajduje się 6 jednostek dotyczących Stanisława Borkowskiego. Po kliknięciu w każdy z tych rekordów możemy sprawdzić, w jakim zespole znajduje się dana jednostka. Niestety nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy któraś z nich dotyczy naszego Stanisława. Moglibyśmy się upewnić jadąc do Częstochowy w celu przeprowadzenia kwerend w tych materiałach. W analogiczny sposób sprawdziłem jeszcze Archiwum Państwowe w Katowicach. Tam jednak nie znalazłem żadnych jednostek, które mogą zawierać informacje o naszym bohaterze.

 

Gdzie w internecie znajdziemy pomocne bazy danych?

Od wieków archiwa funkcjonowały w zbliżony sposób, jednak pod koniec XX wieku nastąpiła w nich prawdziwa rewolucja. Dzięki komputeryzacji i internetowi dostęp do materiałów stał się stosunkowo prosty. Niestety nie wszystkie dokumenty są dostępne w sieci, dlatego jeszcze przez wiele lat wizyty w archiwach będą stałym elementem badań archiwalnych. Mimo to warto przyjrzeć się zawartości różnych stron internetowych.

W internecie można znaleźć bardzo wiele stron prezentujących dane na temat mieszkańców różnych regionów świata. Opisanie ich wszystkich byłoby zadaniem karkołomnym, jeśli w ogóle możliwym. I jest to bezzasadne, ponieważ od przeszło 20 lat Cyndi Howells tworzy stronę zawierającą linki do innych stron genealogicznych – Cyndi's List (https://www.cyndislist.com/). Jak sama twierdzi, jest to jej główne zajęcie w życiu – pełen etat. Dzięki zebranym przez nią informacjom jesteśmy w stanie szybko dotrzeć do wielu ciekawych baz danych, których odnalezienie za pomocą wyszukiwarek, takich jak Google, byłoby bardzo trudne.

Pamiętajmy jednak, że Cyndi Howells przeszukuje internet w języku angielskim i przez to nie wszystkie bazy danych udaje się jej odnaleźć. Mimo to Cyndi przyporządkowała do kategorii „Polska” przeszło 400 baz danych i stron genealogicznych. Jest to bardzo pomocny zasób – warto sprawdzić, która z tych stron może zawierać potrzebne nam materiały.

 

Książki teleadresowe. Indeks Genealogiczny Logana Klainwaksa

„Genialność rozwiązań leży w ich prostocie” – to twierdzenie można by odnieść do strony Genealogy Indexer (www.genealogyindexer.org). Twórca tego prostego, świetnego narzędzia, Logan Klainwaks, uznał, że nie ma sensu przepisywać książek teleadresowych do bazy danych, aby móc je szybko przeszukiwać. Wystarczy opublikowane na stronach bibliotek cyfrowych książki podać procesowi optycznemu rozpoznawania pisma (OCR). Tym samym całą pracę, jaką do niedawna musieli wykonywać genealodzy, robi teraz za nich zwykły domowy komputer.

Dzięki temu pomysłowi zeskanowane strony książek stają się nie tylko edytowalne, ale co ważniejsze – przeszukiwalne. Za pomocą kilku kliknięć Logan Klainwaks potrafi udostępnić zawartość starych książek wszystkim zainteresowanym osobom. W dniu, kiedy piszę te słowa, na jego stronie można przeszukać 917 000 stron książek teleadresowych, różnego typu list, raportów i innych źródeł do badań genealogicznych, które zostały opublikowane na stronach bibliotek cyfrowych.

Oczywiście nie ma narzędzi idealnych, więc i Indeks Genealogiczny taki nie jest. Takie źródła jak książki teleadresowe zawierają stosunkowo niewiele informacji. Próżno szukać tam danych na temat roku urodzenia czy imion rodziców. Ponadto komputer, który automatycznie odczytuje treść, czasem się myli. Mimo wszystko, strona www.genealogyindexer.org jest jedną z najpełniejszych baz danych genealogicznych na świecie. Jako że rodzina Logana Kleinwaksa pochodzi z Europy Środkowo-Wschodniej, to właśnie z tej części świata można znaleźć najwięcej danych.

Jak wspomniałem na wstępie, narzędzie jest bardzo proste. Dlatego aby wyszukać osobę, należy wpisać w wyszukiwarkę jej nazwisko oraz wybrać region geograficzny, który chcemy przeszukać. W przypadku niewielkich miejscowości warto również wpisać nazwę miejscowości, którą jesteśmy zainteresowani.

Spróbujmy sprawdzić to na przykładzie ucznia klasy siódmej z siedmioklasowej męskiej szkoły powszechnej w Rymanowie (powiat Sanok), Mosesa Gotzlera. Rymanów jest niewielkim miastem, a więc w pasku wyszukiwarki wpisuję „Gotzler Rymanów”, a następnie za pomocą rozwijanej listy znajdującej się poniżej wyszukiwarki zawężam wyniki tylko do rekordów z Polski. Wciskam przycisk „Search”. Nazwisko to nie było bardzo popularne, dlatego dostaję tylko cztery wyniki. Po kliknięciu w którykolwiek z nich, system automatycznie przeniesie mnie do odpowiedniej strony w książce teleadresowej.

Wiele bibliotek cyfrowych używa formatu DjVu, więc warto wcześniej sprawdzić, czy mamy zainstalowaną na komputerze przeglądarkę plików w tym formacie. Jeżeli nie wystąpią problemy techniczne, odpowiednia strona internetowa szybko się nam wyświetli. Teraz wystarczy odszukać na niej interesujące nas nazwisko. W Rymanowie pojawia się wpis dotyczący „Gotzlera O.” – sprzedawcy „Galanterii”. Prawdopodobnie jest to ojciec naszego bohatera – Mosesa Gotzlera.  

 

Jako że Moses Gotzler w 1926 r. miał około 13 lat, istnieje szansa, że w jakimś spisie z lat trzydziestych pojawi się już jako dorosły człowiek. Spróbujmy więc wpisać w pasku wyszukiwarki „Gotzler Moses” oraz zawęzić wyszukiwanie do Polski. W wynikach otrzymamy dużo więcej stron z różnych książek teleadresowych, na których występują nazwy „Gotzler” i „Moses”. Nazwy te nie muszą występować obok siebie, tzn. nie muszą dotyczyć jednej osoby. Zwracam też uwagę, że imię „Moses” można zapisać na kilka sposobów, np. „Mojżesz” lub „Mosiek”, a więc należałoby sprawdzić różne warianty. W naszym przypadku, pierwszy wyszukany rekord odnosi się do strony spisu kont bankowych PKO, na której pojawia się Grossfeld Moses Leib oraz Gotzler Isak. Strona ta ewidentnie nie dotyczy poszukiwanej przeze mnie osoby. Dlatego warto spróbować wpisać imię i nazwisko w cudzysłowie – zarówno w kombinacji „Moses Gotzler”, jak i „Gotzler Moses”. Dzięki temu wyszukamy strony z ksiąg teleadresowych, na których pojawia się to imię i nazwisko obok siebie.

I tak dla „Moses Gotzler” nie znaleźliśmy żadnego wyniku. Natomiast po wpisaniu „Gotzler Moses” wyświetliły się dwa rekordy. Po otwarciu rekordu o nazwie 1935 Polish Bank Accounts (PKO), czyli spisu kont bankowych PKO z 1935 r., otrzymaliśmy bardzo ciekawe informacje. Zgodnie z nimi Gotzler Moses w 1935 r. mieszkał w Jaśle przy ulicy 3-go Maja. Czy jest to ta sama osoba? Jest to wysoce prawdopodobne. Gdybyśmy szukali np. Jana Kowalskiego, to nie byłbym tego taki pewien. Ale w tym przypadku można by założyć, że po skończeniu szkoły Moses Gotzler przeprowadził się do Jasła, gdzie rozpoczął pracę.

Wiele książek teleadresowych, tak jak na przykład 1928 Poland and Danzig Business Directory, w której odnaleźliśmy ojca Mosesa, nie podaje pełnego imienia osoby, a jedynie inicjał. Spróbujmy więc poszukać „Gotzlera M.”. Nie polecam wpisywania nazwiska i inicjału bez cudzysłowu. Otrzymamy mnóstwo zbędnych wyników. Zakładając, że Moses Getzler mieszka w Jaśle, proponuję wpisać: „Gotzler M” Jasło. Pojawiło się pięć wyników.

Już po sprawdzeniu pierwszego rekordu okazało się, że Moses Gotzler handlował cukierkami w Jaśle. A więc moglibyśmy ogłosić, że udało się nam ustalić, jakie były dalsze losy Mosesa Gotzlera z siedmioklasowej szkoły męskiej z Rymanowa. Niestety nie możemy. Gdy zbadamy pozostałe wyniki, okaże się, że handlarz cukrem – Moses Gotzler – sprzedawał w Jaśle słodycze już w 1926 r. – z tego roku pochodzi jedna z ksiąg teleadresowych. Nie mógł być on jednocześnie uczniem w Rymanowie i cukiernikiem w Jaśle. Może to był jego kuzyn albo dalszy krewny? Kto wie?

Tym razem był to ślepy zaułek. Musimy pozostać przy informacji, że Moses Gotzler w 1926 r. uczęszczał do ostatniej klasy w siedmioklasowej szkole męskiej w Rymanowie i był prawdopodobnie synem handlarza galanterią, Gotzlera O.

 

Polskie Towarzystwo Genealogiczne – www.genealodzy.pl

Portal genealodzy.pl jest jedną z najważniejszych baz danych z informacjami na temat osób mieszkających w Polsce. Baza ta na początku wydaje się dość skomplikowana i nieprzejrzysta, ale gdy zrozumiemy jej strukturę, stanie się ona bardzo pomocnym narzędziem w naszych poszukiwaniach. Portal powstał dzięki osobom skupionym wokół Polskiego Towarzystwa Genealogicznego. Jego członkowie pracują społecznie tworząc indeksy genealogiczne, czyli spisy imion i nazwisk występujących w różnego typu materiałach archiwalnych. Portal posiada kilka baz danych, za pomocą których możemy szukać naszych przodków. W tym miejscu skupimy się na jednej.   

Podstawowym narzędziem jest baza Geneszukacz – (geneszukacz.genealodzy.pl), zawierająca indeksy z setek miejscowości w Polsce. Powstały one głównie w oparciu o dokumenty metrykalne, czyli akta urodzeń/chrztów, małżeństw i zgonów spisywanych od czasów nowożytnych aż do II wojny światowej. Obecnie zawiera informacje o przeszło 23 milionach osób – jest to największa tego typu baza w Polsce.

Aby sprawdzić jej działanie, posłużmy się przykładem J. Mroczka, ucznia siedmioklasowej szkoły powszechnej z Kałuszyna. Niestety z powodu braku imienia nie możemy stwierdzić, czy uczeń jest chłopcem, czy dziewczynką. Wiemy jedynie, że urodził się pomiędzy 1912 a 1919 rokiem. Aby go odszukać, najlepiej wejść w zakładkę „Geneszukacz” i w wyszukiwarce wpisać nazwisko oraz zakres dat. Otrzymamy 455 wyników. Kałuszyn leży w województwie mazowieckim, przejdźmy więc do aktów urodzeń z tego obszaru, co pozwoli nam zawęzić liczbę wyników do 146.

Na kolejnej stronie możemy ograniczyć wyszukiwanie do rekordów dotyczących jedynie Kałuszyna. Otrzymamy już tylko 105 rekordów. Po zaznaczeniu okienka „Nie wyszukuj w rodzicach” zostaną odrzucone wszystkie rekordy, w których nazwisko „Mroczek” pojawia się jako nazwisko panieńskie matki. Zostało nam już tylko 59 rekordów. Dalej możemy ograniczać liczbę wyników. Wystarczy w pole imienia wpisać pierwszą literę imienia poszukiwanej osoby oraz gwiazdkę: „J*”. Gwiazdka oznacza dowolną liczbę jakichkolwiek znaków. Kombinacja ta pozwoli odszukać wszystkie osoby urodzone w Kałuszynie pomiędzy rokiem 1912 a 1919, które mają na nazwisko „Mroczek”, a których imiona zaczynają się literę „J”. Któraś z tych osób powinna być szukanym przez nas uczniem lub uczennicą – osobą, której podpis widnieje w Polskiej Deklaracji o Podziwie i Przyjaźni dla Stanów Zjednoczonych. Możliwe, że jest nią Józef Mroczek, syn Wiktora i Rozalii z domu Mroczek, gdyż zgodnie z informacjami znajdującymi się w kolumnie „Uwagi”, jako jedyny urodził się w Kałuszynie – Kolonii. Pozostałe osoby urodziły się w innych miejscowościach w okolicach Kałuszyna. Aby to zweryfikować, musielibyśmy sprawdzić, do jakich szkół uczęszczały dzieci z poszczególnych wsi w okolicach Kałuszyna.

 

 

W kolumnie „Uwagi” znajdują się czasem informacje o źródle danego wpisu, a także link do skanu księgi, na podstawie której został opracowany dany rekord. Dzięki czemu nie musimy sami zamawiać kopii dokumentu w archiwum. Wystarczy tylko pobrać go ze strony.

Na portalu Genealodzy.pl znajduje się też inna bardzo ciekawa baza danych, a raczej wielkie repozytorium zwane Poczekalnią – (poczekalnia.genealodzy.pl). Jest to miejsce, w którym Polskie Towarzystwo Genealogiczne przechowuje niezindeksowane skany materiałów archiwalnych. Bardzo często można tam znaleźć kopie ciekawych materiałów. Zawartość repozytorium ciągle się zmienia. Część materiałów jest usuwana, ponieważ po procesie indeksowania zostały one przeniesione do bazy Geneszukacz, ale nieustannie są tam udostępniane nowe dokumenty. Dlatego zasoby Poczekalni trudno jest opisać, zachęcam jednak do ich przeglądania.

 

Zebrać informacje o wszystkich – Family Search

Kościół Mormonów słynie na całym świecie z ogromnych zasobów genealogicznych przechowywanych w Bibliotece Historii Rodziny w Salt Lake City. Miliony dokumentów skopiowane z archiwów z całego świata służą badaczom do prowadzenia badań genealogicznych. Niektóre z nich zostały opisane na stronie FamilySearch – (https://www.familysearch.org/). Pisząc o „niektórych”, mam na myśli przeszło cztery miliardy rekordów genealogicznych dostępnych na portalu. Jest to największe darmowe repozytorium wiedzy o ludziach na całym świecie. Aby z niego skorzystać, wymagana jest rejestracja.

Wyszukiwarka portalu w niczym nie ustępuje narzędziom dostępnym w płatnych serwisach genealogicznych. Podobnie jak one, FamilySearch zawiera relatywnie więcej materiałów z zachodniej Europy i Stanów Zjednoczonych, niż z naszego regionu geograficznego. Jednak z roku na rok pojawia się tam coraz więcej danych dotyczących Polski. Dzięki temu baza staje się użyteczna nie tylko w poszukiwaniach osób, które wyemigrowały z Polski, ale również mieszkańców naszego kraju. Dodatkowo baza zawiera dane pochodzące z innych portali genealogicznych, takich jak Billion Graves.

FamilySearch podzielona jest na kilka części. Tutaj skupię się jedynie na zakładce zawierającej zindeksowane dokumenty archiwalne Historical Records – (www.familysearch.org/search), gdyż jest ona najprostsza i zawiera najwięcej interesujących nas materiałów. Większość użytkowników serwisu na początku korzysta z wyszukiwarki w możliwie prosty sposób, czyli wpisuje nazwiska i imiona w odpowiednich polach, ewentualnie dodając nazwy miast. W odpowiedzi na takie zapytania baza wyrzuca z siebie setki rekordów. Jest to swego rodzaju zabieg marketingowy, bo większość z tych rekordów nie jest na pierwszy rzut oka powiązana z zapytaniem. Algorytmy wyszukiwarki powodują, że użytkownicy dostają wiele rekordów z regionu geograficznego, którego dotyczy zapytanie. Z tego powodu sugeruję, by – gdy jest to tylko możliwe – zawężać wyszukiwanie. Oprócz imienia i nazwiska warto wpisać również inne dane, takie jak lata, w których żyła dana osoba, region geograficzny, imiona rodziców itp. Musimy też pamiętać, że w różnych dokumentach pojawiają się różne dane. W jednym kwestionariuszu podaje się tylko imię ojca, w innym imiona obojga rodziców, a w jeszcze innym imię żony i dzieci. Warto więc wpisywać różne kombinacje danych, np. imię, nazwisko, miejsce urodzenia albo imię, nazwisko, imię ojca lub imię, nazwisko, kraj urodzenia. Takich kombinacji można wymieniać bardzo dużo, ale polecam próbować. Czasem zajmuje to sporo czasu – niejednokrotnie dopiero po kilkudziesięciu minutach udawało mi się znaleźć szukaną osobę.

Opisując ten zasób poszukiwałem informacji o Janie Witajewskim ze Szkoły Powszechnej nr 11 w Poznaniu, który złożył podpis w Polskiej Deklaracji o Podziwie i Przyjaźni dla Stanów Zjednoczonych. Po wpisaniu jego imienia i nazwiska w wyszukiwarce otrzymałem 19 889 rekordy. Sprawdźmy na tym przykładzie, jak działa baza FamilySearch. Wpiszmy w wyszukiwarkę „Jan” „Witajewski”. W wynikach wyszukiwania znalazły się różne nazwiska o podobnym brzmieniu, np. Witajewski, Witkowski, Wichrowski, Wojtkowski i wiele innych. Aby ograniczyć działanie soundexów, czyli algorytmów uwzględniających odmienne formy imion i nazwisk, należy kliknąć w okienko po prawej stronie belki wyszukiwarki. Spowoduje to zawężenie liczby wyników. Tej metody zazwyczaj nie polecam, chyba że szukamy kogoś, kto ma bardzo charakterystyczne nazwisko. Pamiętajmy, że to samo nazwisko w różnych okresach historycznych i w różnych regionach geograficznych można było zapisywać na wiele sposobów. Przykładowo nazwisko „Majewski” mogło wyglądać następująco: Majewski, Maiewski, Majevski, Majevsky, Maievski. Można było je również spotkać bez litery „w” w ostatniej sylabie. Jeszcze na początku XIX wieku rzadko stosowano „w” przed sylabą „ski”. Tak więc nigdy nie możemy być pewni właściwego zapisu nazwiska.

Z powyższego powodu polecam raczej zawężanie wyników poprzez dodawanie dodatkowych informacji, a nie poprzez wyłączanie soundexów. W przypadku Jana Witajewskiego możemy wpisać „Poznań” jako miejsce jego pobytu. Tym sposobem zawęzimy wyszukiwanie do kilkuset osób, mając pewność, że przeszukamy również rekordy zawierające inne sposoby zapisu imienia i nazwiska, nie pomijając ważnych dla nas rekordów. Po dodaniu kolejnego czynnika, jakim może być zakres dat, pomiędzy którymi urodził się Jan Witajewski, pozostanie nam jedynie 19 rekordów.

Na pierwszym miejscu wyświetlił się nam rekord, który najbardziej pasuje do wpisanych przez nas parametrów. Jeżeli wyłączymy soundex poprzez kliknięcie w checkbox obok wyszukiwania nazwiska, zawęzimy wyszukiwanie tylko do osób, których nazwisko brzmi „Witajewski” i jest ono zapisane dokładnie w ten sposób. Jest to informacja dotycząca grobu Jana Witajewskiego, który zmarł 12 maja 2002 roku i jest pochowany w Poznaniu na cmentarzu parafialnym Bożego Ciała. Zgodnie z informacjami, które znalazły się na jego pomniku, urodził się on 28 marca 1916 r. Wszystkie te dane pozwalają przypuszczać, że jest to ta sama osoba, której podpis znalazł się w Deklaracji z 1926 r.

 

Świadectwa Zagłady – rejestr zamordowanych

W przededniu II wojny światowej w Polsce żyło blisko 3,5 miliona Żydów. Podobnie jak inni obywatele, Żydzi byli objęci obowiązkiem szkolnym, dlatego w wielu szkołach można spotkać żydowskie imiona i nazwiska. W wyniku Zagłady 90% Żydów zostało zamordowanych. Po wojnie, w nowo powstałym państwie Izrael został powołany do życia instytut Yad Vashem, którego zadaniem jest prowadzenie badań nad Zagładą. Jednym z flagowych projektów instytutu jest zbieranie informacji o ofiarach Holokaustu. Obecnie Yad Vashem, dzięki różnego typu listom ofiar, a przede wszystkim Kartom Świadectw, zgromadził informacje o 4,5 milionach ludzi. Zbiór ten zawiera informacje o 75% wszystkich ofiar. Jest to najpełniejszy zasób zawierający informacje o pomordowanych Żydach w czasie II wojny światowej.

Karty te są świadectwami prywatnych osób, pragnących uhonorować swoich bliskich, którzy zginęli, a także sprawić, by przetrwała o nich pamięć. Karty są więc nie tylko dowodami zgonów, ale również świadectwami o tych, którzy przeżyli.  

Baza ofiar Zagłady jest dostępna na stronie instytutu Yad Vashem pod linkiem: http://yvng.yadvashem.org. Zawiera ona dwie wyszukiwarki: prostą i zaawansowaną. Prosta wyszukiwarka jest naprawdę efektywna. Wystarczy wpisać nazwisko, imię lub miejscowość, by otrzymać wiele trafnych rekordów. Aby zrozumieć zasady jej funkcjonowania, trzeba pamiętać, że na Kartach Świadectw znajdują się nie tylko informacje o jednej osobie, ale też o jej rodzicach i bliskich, a ponadto o wielu miejscach pobytu ofiary. Z tego powodu wyszukiwarka przeszukuje nie tylko jedno pole z imieniem ofiary, ale wszystkie pola karty, w których mogą być wpisane imiona. To samo tyczy się nazwisk i nazw miejscowości.

Baza posiada też algorytmy wyszukiwania, dzięki którym otrzymana lista osób będzie zawierać rekordy także z odmiennymi formami zapisu danego nazwiska, różnymi wersjami imienia osoby i nazwy miejscowości, a także dane z okolicznych miejscowości.

Zawsze, gdy korzystam z tej bazy danych, najpierw używam prostej wyszukiwarki, a dopiero potem – do bardziej szczegółowych kwerend – wyszukiwarki zaawansowanej. Może być ona bardzo pomocna na przykład do poszukiwania dalszych krewnych osoby, na temat której prowadzimy badania. Zobaczmy to na przykładzie. Chone Kapłański był uczniem żydowskiej dziecięcej szkoły powszechnej nr 2 w Augustowie. Po wpisaniu nazwiska „Kapłański” i miasta „Augustów” otrzymamy 32 wyniki. Aby uporządkować wyświetloną listę,  ustawmy wyniki alfabetycznie według imienia. Szybko będziemy mogli odszukać naszego bohatera.

Baza wykorzystuje angielską transkrypcję imion i nazwisk, dlatego dane mogą być zapisane w inny sposób niż ten, którego szukamy. Z tego powodu Chone Kapłański występuje na liście dwa razy. Raz jako „Chone vel Khona Kapłański”, drugi raz jako „Khona Kapłański”. Pierwszy wpis pochodzi z Karty Świadectwa, drugi z tzw. Księgi Pamięci, czyli książki upamiętniającej daną społeczność. Skupmy się na Karcie Świadectwa, która choć nie jest oficjalnym dokumentem, zawiera pełniejsze dane niż wiele innych materiałów. Po otwarciu karty klikamy opcję „More details”. Tu będziemy mogli przeczytać bardziej szczegółowe informacje. Zgodnie z nimi Chone Kapłański urodził się w Augustowie w 1916 r. Był synem Leiba i Heni Kapłańskich. Został zamordowany w 1942 r. w Augustowie. Dodatkową ważną informacją jest fakt, że jego zgon został po wojnie zarejestrowany przez Barucha Lozmana vel Eshkol, jego kuzyna. Dzięki tej informacji możemy sprawdzić za pomocą wyszukiwarki zaawansowanej, kogo jeszcze zarejestrował Baruch Lozman vel Eskhol. Okazuje się, że przekazał on do Yad Vashem informacje o 29 mieszkańcach Augustowa zamordowanych w czasie II wojny światowej. Na próbę skupmy się tylko na zarejestrowanej przez niego rodzinie Kapłańskich. Na liście znajdziemy m.in. informacje o matce Chonego, Heni Kapłańskiej. Urodziła się ona w Gorczycy w 1890 r., jako córka Chaima i Sary Lomazów. Oznacza to, że była siostrą ojca Barucha Lozmana. Jest tam również informacja na temat Altera Kapłańskiego urodzonego w 1918 r., a także Sary Soni Kapłańskiej, młodszego rodzeństwa Chonego. Gdybyśmy przeanalizowali wszelkie wpisy, mielibyśmy szansę zbudować małe drzewo genealogiczne Chonego Kapłańskiego.

 

 

 

Drugim wpisem dotyczącym bezpośrednio Chonego, jaki znaleźliśmy, był wpis w tzw. Księdze Pamięci. Są to bardzo ciekawe opracowania spisywane po wojnie w Izraelu lub w Stanach Zjednoczonych w języku hebrajskim lub jidysz. Miały one na celu upamiętnienie ofiar Zagłady, dlatego niejednokrotnie zawierają spisy ofiar. Podobnie jak Karty Świadectw, nie są one oficjalnymi dokumentami potwierdzającymi zgony poszczególnych osób, gdyż powstawały na podstawie wspomnień autorów. Jeżeli ktoś byłby zainteresowany ich przeczytaniem lub zobaczeniem, warto poszukać ich skanów na stronie Nowojorskiej Biblioteki Publicznej. Wiele z nich w ostatnich latach zostało przetłumaczonych na język angielski i polski.